na scenie tylko mężczyzna, a w nim:
chór
czas
przemykał krętymi chodnikami - labirynty ciemnych uliczek w
mieście
nie rozświetlał
ich mrok dnia kamienice gniotły ciała kretów drążących
powierzchnię
niewiadomych snów (nie potrafił się ostatnio obudzić
ciągły ból
głowy nieprzyjemne kłucie w sercu może to zbliżało się już
obudził się i
nie nazwał tego – co niewypowiedziane nie istnieje
frazes który
przestał coś dawno znaczyć a teraz ma tylko chronić
przed tym co
zmierza w krzykliwym milczeniu)
dlaczego nie
zostałeś (kto to mówił do niego?) trzeba było nie
odchodzić
ale dobrze: nie
będziemy komentować twojego wyboru którego
nam nie zostawiłeś
– nie ma innego wyjścia: tutaj już nie ma światła tak
bardzo lubisz snuć
się w mgłach zapomnianych twarzy obijać się
ściany drzwi
domów widm – one wszystkie kiedyś były – a teraz
tylko na martwej
tafli znikającej pamięci
(przestań to
wszystko nie istnieje! - ale co? - za oknem crescendo
tramwajowych szyn
transformatory trzymają długie legato basowych
uwertur – nie
możesz kończyć ale musisz zacząć od nowa albo chociażby od
końca
wskazówki
zegara przesuwają się jakby szybciej roztopione w godzinach
czy może sam
oszalał?
samotność
zapukała cicho i niepozornie
prawie tylnymi
drzwiami i rozsiadła się swoim chłodnym trwaniem
istnieje tak
bardzo tak mocno bo naprawdę jej nie ma albo może jest
lecz nie tutaj
ale daleko tam za odbiciem jego w zwierciadłach może
nawet jeszcze
dalej
w lustrze
lustra)
styczeń
2013