poniedziałek, 20 maja 2013

notatka z 19 – 20 V 2013


notatka z 19 – 20 V 2013

(Irenie, Adamowi)

   Próbowałem z siebie wydusić słowa, ale – ciężkie jak kamienie – wciąż trwały w miejscu, przyciągały mnie do ziemi, niezdolne do jakiegokolwiek wzniesienia się w górę. Historie wymykały się spod palców, znaczenia rozmywały się w gęstym powietrzu, głosy, zamiast mówić – milczały, albo nikły w niezrozumiałym szumie.

   Dzień był jasny i przejrzysty. Dusił nas zapach bzu – obłędny, przyciągający, niedający o sobie zapomnieć, jakby tylko on jeden był na świecie. W ogrodzie wylegiwał się kot. Swoim doskonałym kocim istnieniem – które niczego nie potrzebowało, poza samym sobą – może chciał mi uświadomić, że jednak należy szukać cały czas jakiegoś ukrytego celu tych wszystkich słów, że może jest on bliżej – prostszy, niż mi się wydawało.

   Przed moimi oczami – przed moimi zdaniami - przeleciał jakiś owad – brązowy, z długimi nóżkami. Widziałem go tak krótko, że chyba nie potrafiłbym go dokładniej opisać. Przestraszyłem się i odskoczyłem z krzesła. Po chwili zorientowałem się, jak bardzo to było nierozsądne. W tym momencie pomyślałem, że może po prostu boje się jakiegokolwiek, najmniejszego chociaż, istnienia.

   Słowa dawały mi bezpieczeństwo poruszania się w świecie duchów i widm - nieprzejrzystym, ale i doskonale przyjaznym – bo moim własnym. Ta żałosna uzurpacja, kiedy jest się wszystkiego pewnym, zna sie wszystkie możliwości i drogi, którymi można iść, jest oczywiście źródłem chwilowej radości pokracznego boga, ale szybko okazuje swoje granice i ograniczenia. To naprawdę tylko tyle? Nie ma nic więcej? Ale jak to – to wszystko nie istnieje?

   Uwięziłem się w teatrze na własne życzenie – i pewnie już wszystko będę nazywał jako „utwory dla teatru”. W ustach aktorów słowa nabierają człowieczeństwa, stają się materią żywą, nerwową – oczywiście wielokrotnie się potykają, popełniają błędy – ale są to błędy i potknięcia istniejącego ciała. To chyba wtedy objawia się ten ukryty cel istnienia tych słów, którymi próbuje zapisać się kartki – są dla samych siebie, by rozbrzmiewać w przestrzeni, przemykać się powoli i odbijać od teatralnych ścian, wędrować nieśpiesznie swoim kocim istnieniem.

   Wyrwane śmierci płaskiego papieru, nabierają wymiarów i powierzchni, własnego głosu i echa. Wreszcie są: mówią, choćby były ciężkie jak kamienie.


maj 2013