wtorek, 23 grudnia 2014

Pusto, dramat w jednym akcie.

Pusto
dramat w jednym akcie

(Pokój w nowoczesnym mieszkaniu, w wielkim mieście. Na środku sceny – łóżko. Po obu jego stronach -  otwarte okna. Zimny poranek późnej jesieni. W łóżku młody mężczyzna. Wstaje, dopiero po przebudzeniu.

Podstawową wskazówką inscenizacyjną jest zapis tekstu).

MĘŻCZYZNA: 

[1.] 

Jeszcze raz. Wszystko od nowa. Takie same poranki. Za oknem mgła, niebo o kolorze brudnego mleka. Lodowate powietrze. Czy nie jest za zimno? Nie, w sam raz. I to nigdy się nie zmienia. 7:38. Ciało, ledwo przebudzone i zdrętwiałe. Prawie martwe, ale jednak wstaje, wiedzione jakąś dziwną siłą. Może kawy? Tak, jedną, zawsze tylko jedną. Małe espresso. Usiądę sam, naprawdę nie trzeba. Proszę mnie zostawić, tak jak wszyscy. Nie, nie robi mi Pani przykrości. Nikt nie robi mi przykrości. Bo nikogo nie ma. Cisza odbija się od pustych ścian. Albo może lepiej – rozmawiam z milczeniem. Chociaż nie, to źle brzmi – sam ze sobą zaczynam robić się strasznie egzaltowany. Trzeba na siebie uważać: 

taki stan wymaga rygorystycznej samokontroli. Regularne posiłki. Pobudka o tej samej porze. Sok ze świeżo wyciskanych owoców. Codziennie dwadzieścia minut biegania. Żadnej kawy i papierosów Ten doktor mi tak powiedział. Że kiedy ciało jest zdrowe, to i dusza zaczyna się uzdrawiać. To wszystko jest w tobie, pamiętaj, tylko musisz to odkryć. Nie możesz się zamykać na ludzi. Najważniejsze to się nie bać. Przecież oni chcą dobrze. Oni mogą coś dać sobie. Ty możesz coś dać im. Jesteście sobie potrzebni. 

wiec ja go słucham, bo przecież wszyscy teraz słuchają takich lekarzy i przychodzą do białych gabinetów, gdzie oni czekają, w swoich eleganckich, ciemnych dobrze skrojonych garniturach i patrzą wyrozumiałym wzrokiem. Czy naprawdę myślą, że to jeszcze komukolwiek pomaga? I dzisiaj, kiedy tak naprawdę przestało się w to wierzyć? Znaczy ja wierzę, albo czasem, po chwili orientuję się, że słucham go i myślę sobie, że może to jest jakieś wyjście. Ale po chwili już wiem, po co naprawdę tu przyszedłem. Chyba dlatego, że wszyscy tu przychodzą. No bo musimy być tacy głębocy, trudni do zrozumienia. Mamy takie bogate, różnorodne wnętrze.  A ja najbardziej - 

bycie nieszczęśliwym przestało być już proste. Wymaga odpowiedniej sceny i dekoracji. Czy światła są już włączone? Muzyka? Wszyscy na swoich m miejscach? Możemy zaczynać. Teraz wszyscy słyszymy taki delikatny jazz, nowoczesny, no bo przecież nikt nie jest konserwatystą, trzeba iść na przekór z wszystkimi. I żeby jeszcze ten zespół nie był znany. Najlepiej, żeby nikt go nie znał. Tak naprawdę to on powinien w ogóle nie istnieć. Żebym słyszał go tylko ja – i wtedy od razu jestem zamyślony, pochłonięty tą dziwną, milczącą muzyką,  ale to nikogo nie powinno obchodzić, bo ważne, żeby wyraz twarzy był gdzieś pomiędzy obojętnością a rezygnacją i ujmującą pogardą dla całej rzeczywistości. I tylko tak siedzieć, nad filiżanka kawy i patrzeć na uciekające samochody i spieszących gdzieś za oknem ludzi, aż tu nagle przyjdzie jakiś znajomy i wtedy, bo w końcu jesteśmy tutaj dla widzów i wtedy zaczyna się rozmowa: 
znaczy nie zaczyna się tak od razu, przecież teraz wchodzi takie piękne tenorowe solo trąbki w tym jazzowym zespole, który nie istnieje, i my go, tego znajomego, nie zauważamy. I on wtedy powinien nas spytać, czy wszystko dobrze, bo tak dziwnie wyglądasz czy przypadkiem coś się nie stało i że może jakoś by pomóc i wtedy przez chwilę odnosimy takie nasze małe zwycięstwo, bo on już się dziwnie zachowuje, widzi jaką popełnił niezręczność i powolutku się wycofuje, ale trzeba pamiętać – musimy milczeć. To jest najlepszy efekt sceniczny. Na nasz ból nie ma już słów. O właśnie – pozostaje milczenie. Bo może gdybyśmy się odezwali, chociaż najmniejszym słowem, to spadłaby maska i już sami nie potrafilibyśmy odróżnić, gdzie zaczyna się to czego nie ma a gdzie prawda, i że może – nie daj Boże – my sami tacy jesteśmy i ta granica coraz bardziej by znikała, a na ten moment objawienia nie ma jeszcze siły i na razie po prostu trzeba grać - 
(naprawdę trzeba? czy nie ma innego wyjścia dramatu ról spóźniliśmy się na próbę wtedy już wszystko było obsadzone a drzwi teatru zamknięte żadnej nadziei na chociażby tragiczny finał bo przecież nie można inaczej jak przestanę to już mnie nie ma nie istnieje znikam i chociaż maski wchodzą w moją twarz skórę krew tak że nie potrafię ich odróżnić od własnego ciała któremu już przestałem wierzyć poza tymi kilkoma sekundami po przebudzeniu kiedy jeszcze nie ma świadomości a jest tylko przenikliwy chłód lodowate zimno jedyna substancja która ogarnie całą materią i wszystko przez chwilę zamiera zapominam własnego imienia i wtedy jak mnie nie ma i nie wiem kim jestem to jestem najbardziej i najbardziej wiem bo nie ma we mnie żadnego słowa a potem przychodzą zatapiają strumieniami wlewają się w usta podziemna koryta tego wszystkiego co ktoś inny kiedyś kazał mi  powiedzieć a ja nie mam siły na sprzeciw śmierć i tylko czekam aż to wszystko tylko czekam czekam) - 

- niech no tylko pani poczeka i zobaczy pani że tu naprawdę się kiedyś jakąś tragedia wydarzy któryś z nich okna wyskoczy albo nie daj Boże razem coś głupiego zrobią na czarno chodzą ubrani jakiejś dziwnej muzyki słuchają no to jak tu się nie bać tylko nam samobójstwa w naszym bloku brakowało potem to tylko przekleństwo a skąd ja mam potem wiedzieć że potem duchy jakieś nie przyjdą i nie będą nas straszyć no proszę panią to nie jet tak że to tylko na tych filmach takie rzeczy się zdarzają ja sama słyszałam jak w telewizji mówili i w gazecie czytałam że to była taka stara wioska i że kiedyś tam 

odczuwam nieposkromioną satysfakcję w chwilach gdy to słyszę – tak – udało się – wreszcie działa! To jedna z najprzyjemniejszych części dnia – zobaczyć na ich twarzach ten lodowaty lęk, że może tu się niedługo wydarzy tragedia a one, biedaczki, będą miały wtedy wyrzuty sumienia i jak potem przyznają się do tego księdzu na spowiedzi, że one nikomu nie powiedziały i nie pomogły. No więc wszystkim mówią, tak po cichu, w windzie, w sklepie, na klatce schodowej, spacerze z psem, 

że proszę pani ja nie wiem, co się z nim dzieje, z tym z dołu on ciągle  jakiś taki dziwny zresztą sama pani widzi, może my powinniśmy coś zrobić nie wiem może księdza z parafii przyślemy czy coś
i oczywiście tego księdza z parafii nie przysyłają, bo tak naprawdę tego nie chcą  tylko odchodzą w poczuciu, że spełniły boskie przykazania pomocy bliźniemu. Ale ja jestem dopiero na początku swojej drogi – ile jeszcze pracy przede mną! Bo to przecież nie tylko o to chodzi, aby wystraszyć sąsiadki staruszki. My, nieszczęśliwi!, między sobą prowadzimy wysublimowaną grę, a w żadnym ruchu nie można zdać się na przypadek. A więc na początek trzeba

wpisać swoje imię i nazwisko – potem zdjęcie – najlepiej żeby było czarno – białe, bo wtedy jeszcze jest takie artystyczne, i jeszcze żebyśmy to je zrobili, bo wszyscy dzisiaj są fotografami, i potrafią tak niezwykle ujmować rzeczywistość – i musi być koniecznie kilka cytatów (rilke eliot joyce może różewicz i miłosz? o i koniecznie bukowski!) – potem zdjęcie z modnego festiwalu muzycznego (ale żeby było mało osób na widowni wtedy to jest taki niezależny festiwal) – pokazać piosenki jakiegoś nieznanego zespołu (a najlepiej, żeby w ogóle nie istniał) – i jeszcze codziennie kilka pojedynczych słów (przecież one są najbardziej znaczące!), najlepiej takie wieloznaczne, na przykład: samotność – znowu – długo jeszcze – już nie chcę  – nie wytrzymuje – i wtedy robi się z tego taki nasz własny dziennik który mogą przeczytać wszyscy bo on nie jest tylko dla nas bo nie jest nami on nie jest mną on nie jest on nie nie – – 

[2.]

– –  nie jesteś sobą naprawdę nie wiem co w ciebie wstąpiło bardzo się o ciebie z ojcem boimy powiedz mi jak mamy ci pomóc przecież wiesz że ja bym ci nieba przychyliła a ty tylko milczysz i milczysz ale wiem kochanie że mnie słyszysz i wiesz że cię kocham i naprawdę wiem że kiedyś zadzwonisz nie nie musisz teraz nic mówić możesz milczeć ale ważne że ty jesteś tam i ja to wiem co ja ci będę mówić wszystko tak jak dawniej w miasteczko wszyscy pytają jak się czujesz jak tam na studiach że wyjechałeś i ze taki zdolny i ja jestem taka dumna z ciebie że ty taki zdolny i że tak ci się udało tylko wiesz jeszcze jakbyś zadzwonił no ale pewnie nie masz czasu wiem wiem jak to teraz jest w tym mieście że tak ciężkoz a ty taki delikatny jesteś i niepewny zupełnie inaczej niż twój ojciec muszę już kończyć synku trzeba iść do pracy do widzenia synku pamiętaj bardzo cię kocham koniec nagrania
skasuj wiadomość i te wszystkie następne, nawet po dziesięć dziennie. Czy ona nie mogłaby się nauczyć ze nie dzwonię, nie odpowiadam na listy, że to wszystko już dawno przestało mnie interesować? I że miałem dom, ale już nie mam. Zniknął. Albo nawet nigdy go nie było. W końcu musiałem gdzieś urodzić, mieć jakieś ojca, matką i tak dalej. Ale to przecież jeszcze nie znaczy, ze coś musi mnie z nimi łączyć. Chociaż z drugiej strony – i czasami korzystam z tej drugiej możliwości – można to przekuć na same zalety. Proszę zobaczyć:

wychowywał się w takim miasteczku i naprawdę mu się udało wyrwać – no a rodzice mu w tym nie pomagali – prawda tacy zupełnie konserwatywni – zupełnie nie rozumieją młodych ludzi – są po prostu bardzo silnie uzależnieni od kościoła – no tak właściwie to oni nimi sterują – a niby jesteśmy świeckim państwem – tak naprawdę wiadomo że najbardziej liczy się zdanie księdza proboszcza – jeszcze jakieś zabobony pewnie się szerzą – i znachor jakiś – i do lekarza pewnie w ogóle też już nie chodzą – a on mimo wszystko miał jakąś taką siłę by temu wszystkiemu się przeciwstawić – i by zacząć samemu tak – na własny rachunek żyć – z dala od tego wszystkiego – czego już dawno nie powinno być 

może przesadzam? Trochę tak, ale czy wszyscy nie przesadzają? I jak inaczej? Zresztą, niespecjalnie się tym przejmuję, bo oni przecież są dokładnie tacy sami. Albo nawet jeszcze gorsi. Jak matka gdzieś wychodzi, to wtedy zaczyna mówić ojciec. I już od pierwszych słów wiem, że mogę słuchać, ale nic nie usłyszę. Tylko te wszystkie słowa, jak przez palce i 

przecież ty wiesz, naprawdę ty to bardzo dobrze wiesz, że nie można tak żyć, bo myśmy cię z matką inaczej wychowywali,  ty naprawdę tego wszystkiego zapomniałeś  to nawet nie chodzi o nas bo i tak ludzie gadają i zawsze będą gadać, na to się nic nie poradzi, ale tutaj ty jesteś najważniejszy  myślisz że ile tak można żyć rok dwa dziesięć – a co potem?   – wiem wiem będziesz teraz powtarzał że nie chcesz zakładać rodziny bo to takie niemodne i głupie ale naprawdę to nie chodzi o ślub w kościele bo i tak zrobisz co chcesz mi może po prostu być jakoś przykro ale o to że przyjdzie starość i potem zorientujesz się że tak naprawdę nie zostało nic poza śmiercią – tak synku możesz się śmiać – a myślisz że między mną a matka to cały czas było tak kolorowo bywały i też gorsze chwile i że człowiekowi się nie chciało jeszcze raz wszystkiego od nowa zaczynać bo niech ci się tylko nie wydaje że tylko ty masz takie głębokie myśli ja swoje wiem i swoje w życiu przeżyłem aż czasem byś się zdziwił – no co tak patrzysz, wiem, wiem że masz mnie za nikogo, ale ja tu jestem najmniej ważny ale ty – zresztą co ja ci będę mówił – kiedyś obudzisz się samotny i zobaczysz że miałem rację spojrzysz w lustro i zobaczysz wtedy że

–  –  (a najśmieszniejsze jest to że ojciec nie może tak powiedzieć bo przecież nie żyje. Nie żyje bardzo dawno. A właściwie to nigdy go nie znałem)

a ja znam się na tych ich wszystkich tekstach i pouczaniach i nawet nie próbuję udawać że słucham. Ale to wcale nie znaczy, ze z tego nie korzystam. O nie, bo to takie moje wewnętrzne i bardzo głębokie nieprzystosowanie – jak wiadomo wszyscy na nie cierpimy. Jesteśmy tak oryginalni i wyjątkowi, że aż nie możemy znieść własnej identyczności. Chociaż nie, wydaje mi się, że ja jednak się jakoś wybijam. Nawet bardzo. Tak bardzo, że nie umiem nawet tego powiedzieć. Bo ciągle muszę i uciekać. Od nich. Jak najdalej od domu. 
i wtedy skazujemy się na wieczną samotność a on ją sam sobie wybrał musi być kimś wyjątkowym i zupełnie osobnym – i naprawdę on nie jeździ do domu?  – nie nigdy  – nawet na święta?  – no ba, nawet podobno na pogrzeb babci nie przyjechał bo powiedział że nic go z nią nie łączy  – dziwny człowiek ja to go chyba nigdy nie zrozumiem  – a czy go ktokolwiek mógłby zrozumieć  – on taki przenikliwi jakby więcej widział  – może i przyszłość widzi  – dzisiaj to nic nie wiadomo  – a on może coś jeszcze pisze?  – no nie wiem zawsze mówi że ma coś w głowie ale nie jest gotowy  – trudno się dziwić też bym się nie pozbierała  – nawet nie ma do kogo wrócić  – żadnej rodziny  – żadnego oparcia  – i trudno się dziwić że jest taki milczący i jakiś taki inny  – jakby więcej widział 

przeszkód nie widzę żadnych, by tych historii było więcej. W pewnym momencie robi to się nawet całkiem zabawne i jest takim intrygującym sposobem na zabicie nudy, a nie ma przyjemniejszego, niż patrzenie na te twarze, na których maluje się przerażenie połączone ze współczuciem i lekko skapującą łzą. Można tak: 

nie znałem w ogóle swojej matki – gdy miałem dwa lata, oddała mnie do domu dziecka – wie pan tak bardzo chciałbym teraz ją zobaczyć powiedzieć jej mamo gdzie byłaś przez te wszystkie lata tęskniłem za tobą mogłaś chociaż powiedzieć że jesteś że żyjesz a ty nic – nie martw się mamo ja ci wybaczyłem nie mam do ciebie żadnego żalu – rozumiem że na pewno miałaś trudno – mamusiu, mamusiu  – żebyś mnie tylko przytuliła – (o i tutaj chyba warto zapłakać)  –  tylko dlaczego mamusiu milczałaś, dlaczego mamusiu, dlaczego

(a tak naprawdę to tylko ja milczałem bo bałem się odezwać miałem zbyt mało siły albo po prostu uznałem że i tak nie zechcesz mnie wysłuchać tak chciałbym żebyś mnie teraz pozwoliła mi mówić chociaż tak naprawdę na to nie zasługiwałem a ty zawsze wracałaś chociaż nie miałaś dokąd wiedziałaś ze każe ci wychodzić nie wpuszczę do domu nie otworzę drzwi a ty każdy kolejny raz i kolejny i znowu jakbyś wierzyła że w końcu się zmienię chociaż ja tak naprawdę nigdy sie nie zmieniałem i zawsze pozostałem taki sam i teraz nawet zalewa mnie poczucie wstydu o którym boję się mówić wstydu przed samym sobą przed swoją przeszłością przed czułością która zawsze wypowiedziana ma w sobie smak słodkiej tandety ale jak inaczej można nazwać te wszystkie wieczory pełne dziwnego spokoju i zapachu wieczornego powietrza małego miasta i zamierającego śpiewu lasu i tego wszystkiego co ginie w słowach a zostaje w cieple ciała oddechu i spojrzeniu którego tak bardzo mi brakuje a które sam zabiłem by być inny osobny jednakowy taki sam i a od tego nie ma już odwrotu i następny krok to tylko)  – 

– albo i następna taka moja opowieść – oni mnie bardzo bili i ciągle w domu alkohol  –  tak jak nie mogłem inaczej  –  wiedziałem, że tylko jak wyprowadzę się z domu i już nigdy nie powrócę będę mógł zacząć prawdziwe życie – spokojne  – takie, jakiego nigdy nie zaznałem  –  spakowałem się, zostawiłem list i w nocy wyszedłem z „domu”  - ktoś mnie podwiózł na szosie, potem pks i kilka godzin w pociągu  –  trafiłem do miasta  –  nikogo tu nie znałem  –  tylko jeden jakiś daleki krewny  – jego adres i mieszkanie  –  długo błąkałem się po ciemnych ulicach, aż w końcu trafiłem  –  zapukałem i wtedy  –   – 

[3.]

weszła ona – całą rozpromieniona – miała sukienkę w kwiaty – i to spojrzenie – i włosy opadające na ramiona – w tym momencie była najpiękniejszą kobietą świata – podeszła do mnie – delikatnie pocałowała w policzek i powiedziała

a więc tak jak się umawialiśmy: żadnych zobowiązań, zostajemy znajomymi z roku, nie zadajemy głupich pytań. Dwa razy w tygodniu pieprzymy się, ja dbam o wszystkie zabezpieczenia. To taka nasza przyjacielska przysługa. W końcu jesteśmy dorosłymi i odpowiedzialnymi ludźmi. I wiemy, w którym momencie przerwać, żeby to nie zaszło za daleko. A tak w ogóle to co tam u Ciebie, na studiach? Jak tam przed egzaminami?

Dobrze – odpowiadam. Akurat w jej przypadku wiem, że nie muszę jej przekonywać, bo przecież znamy się tak długo i wiem, ze ona wie, o co w tym chodzi. Ale nie zawsze bywało tak łatwo. Nie wszyscy przecież są tacy nowocześni jak my i potrafią pokonać przeszkody społecznego konwenansu. Wtedy – kiedy chcemy jakąś osobę dopuścić do naszej konstelacji – konieczny jest taki mały wykład: 

jesteśmy ludźmi, którym tradycyjny monogramiczny model związku przestał odpowiadać – nauczeni doświadczeniem wielu pokoleń rozwodów i małżeńskich kryzysów postanowiliśmy całkowicie odrzucić ten przestarzały model rodziny – nie zamierzamy ograniczać naszych pragnień i ciał – zdrada przestaje dla nas istnieć – jesteśmy całkowicie wolni – nie zamierzamy nikogo zniewalać – nasze wieloosobowe związki cechuje zasada zasada szacunku i zaufania – dopuszczamy trójkąty, czworokąty, hetero bi i homoseksualistów – wszyscy są równi, i nikt nie jest odrzucony – wierzymy, że w życiu nie można być skazanym na tylko jedną osobę – dla nas miłość to tylko liczba monoga – i zawsze więcej niż dwa – –

– – oczywiście, warto powiedzieć, że czasami pojawiają się różne problemy – to, o czym teraz w tak pięknych słowach starałem się opowiedzieć to tylko teoria i nasze pobożne życzenia, jednak rzeczywistość bywa bardzo surowa. Każda konstelacja osób żyjąca w takim większym – jak to się ładnie nazywa – poliamorycznym związku musi sporządzić zbiór przejrzystych zasad, które będą uwzględniać potrzeby każdej z osób. Koniecznie jest także prowadzenie grafiku, który pozwoli na odpowiednie rozplanowanie odpowiedniej liczby spotkań. Takie – nawet niekoniecznie spisane- zasady powinny dotyczyć miejsca i czasu trwania odwiedzin,  a także ilości odbytych między każdą ze stron stosunków seksualnych. To naprawdę wcale nie jest takie proste, jak wszystkim mogłoby się wydawać. To jest chyba dobry moment, żebym mógł zadać kłam popularnemu przesądowi, że my chcemy mniej – 

– mniej wierności, odpowiedzialności, obowiązków. A to nieprawda. Jest wręcz przeciwnie – my chcemy więcej.- więcej kochać, dawać więcej czułości i wspaniałych erotycznych uniesień. Nasz sposób życia opiera się na głębokiej wierze w człowieka i w to, że jest w stanie udźwignąć wyzwanie, jakim jest piękne życie z wieloma osobami jednocześnie. Nie zamiast, ale obok. Razem. I 

to jest chyba dobry moment, aby trochę spuścić z tonu. Jakoś to wszystko zrobiło się zbyt nadęte i poważne. Tak naprawdę ja w to wszystko tak naprawdę nie wierzę. Znaczy wierzę, no ale tak nie do końca. No bo oczywiście, to jest takie naprawdę fajne nie być do nikogo uwiązanym, i seks z kilkoma osobami i kiedy się chcę i nie trzeba się kontrolować, ale żeby od razu do tego to całe gadanie. No mówię, no bo co mam powiedzieć. Trochę trudno inaczej żyć. Wszyscy tak żyjemy – my, tacy odłączeni, osobni, inni. Wszyscy jedyni. Wszyscy wybrani

do naszej konstelacji – i to już dalsza cześć mojego wystąpienia – musieli na początku przejść coś w rodzaju nieformalnej rozmowy kwalifikacyjnej. Musimy uważać, żeby nie przyjąć nikogo nieodpowiedzialnego albo kogoś, kto by tego po prostu nie wytrzymał. I okazał się zbyt mało dojrzały. Skandal to ostatnia rzecz, na której nam zależy. I jakiś niepotrzebny rozgłos – gazety, telewizja, te wszystkie oskarżenia o niemoralności... Poliamoria – to walka, wyzwanie, któremu sprostać – przeciw własnej rodzinie, społeczeństwu, przeciw dyktaturze większości. Ale w zgodzie z własnym ciałem. W zgodzie z samym sobą. Aby stać się prawdziwym człowiekiem

(którym byłem tak naprawdę tylko wtedy przy niej wtedy i chociaż chciałem sprawić by to wszystko zniknęło by nigdy nie wracało to zostaje i nie pozwala zapomnieć wydostać się z czasu przeszła jak daleka jest pamięć ciała ciepło oddechu chropowatość skóry  tamtej nocy i poranka który miał być ostatni a obraz tej twarzy wtedy na które było wszystko od płaczu przerażenia do radości czy wiedziała że się uwalnia ode mnie czyli od śmierci ze ze mną tak czy siak by zginęła zapadła się w takie głębiny rozpaczy o których nawet nie wiedziała że mogą istnieć czy wiedziała że robię to dla jej dobra i że naprawdę to nie miało żadnych szans i tak prędzej czy później zresztą jakie to ma dzisiaj znaczenie ale chyba jakieś musi mieć skoro teraz znowu to powracanie tamtego widoku poranka tamtego zapachu letniego dusznego powietrza objawia mi się każdego poranka takie wspomnienie ostatniej chwili kiedy nie kłamałem i zrobiłem to w co naprawdę wierzyłem i jeszcze ostatnimi siłami własnego trwania jakoś istniałem a potem to już tylko widma przelewające się przez palce jak jej ciało w moich objęciach tamtej nocy obiecaliśmy sobie przecież że już nigdy potem się sie zobaczymy że to nie ma sensu ale wtedy zdawało mi się że w tamtej bliskości chcieliśmy uratować to uczucie o którym już nie umiem mówić od którego zabrakło mi słów bo wszystko są nieprawdziwe niemoje ale było już za późno zbyt dużo tego wszystkiego o czym nawet wstyd mi pomyśleć przed samym sobą przez co do dzisiaj każde spojrzenie w lustro to jeszcze raz zajrzenie w odmęty ciemności i tylko mogę tęsknić za tamtą tragiczną jasnością kiedy wiedziałem już że odchodzę że nie będzie żadnej przyszłości kolejnych dni kolejnych – ) – 

– – kolejna partnerka puka do drzwi – trzeba sobie przygotować to takie gadanie o niczym – co tam a pogoda taka jak w pracy wiadomo ciężko i jeszcze jakieś taki korki no ale już zostawmy pracę na bok – poprawić pościel w łóżku – zaparzyć dobrą herbatę – no chyba już wszystko gotowe – już idę, momencik! – już otwieram! – – 

[4.]

( – a więc już jesteś – naprawdę bardzo długo na ciebie czekałem  – tyle mam ci do powiedzenia  – zdziwiłeś się że jeszcze nie zapomniałem jak się nazywasz?  – o nie, bardzo długo czekałem na tę chwilę  – zostań, mamy naprawdę bardzo dużo czasu   – o czym chcesz usłyszeć  – ale w sumie co ja ci w sumie będę mówił  – i tak nic nie odpowiesz  – milczący jak zawsze  – no to może zaczniemy tak po bożemu,czyli od początku

czyli co, chciałbyś zobaczyć, jak stoję z takimi małym złożonymi rączkami wpatrzony w słodki obrazek i powtarzam słowa paciorka, byłbyś wtedy zadowolony?  – przecież tyle razy to widziałeś  – i nic nie odpowiedziałeś  – a wierzyłem tak bardzo i jedno twoje słowo by wystarczyło a zostałbym z tobą na zawsze  – jedna kropla krwi  – jedno małe objawienie i wszystko nagle odzyskałoby swój porządek   – czy to naprawdę tak wiele? czy oczekiwałem niemożliwego?  – skoro nie ma dla ciebie żadnych granic? –? – albo może jednak...  –  –  –
chyba w tym momencie powinieneś wyjść i się obrazić, no bo jak można tak otwarcie i bezczelnie w ciebie wątpić – ale nie, ty jesteś silny, pokażesz mi, że moja słowa w ogóle cie ruszają i nic dla ciebie nie znaczą prawda?  – po prostu kolejny jeden do ewidencji  – nic poza tym  –  – 

naprawdę nic?  – no pokaż przynajmniej, że ci choć trochę zależy  – jakaś odrobina nadziei  – po to bym wiedział, że może jednak warto spróbować  – o widzisz, jestem taki zbłąkany  – w sam raz do uratowania  – pomyśl ile mógłbym potem dla ciebie zrobić  – no nie uciekaj wzrokiem  – proszę spójrz mi w oczy 

no spójrz  – długo  – jeszcze  – i co widzisz w nich coś  – przyjrzyj się uważnie  –  –  – bardzo, bardzo dobrze  – i co? 
  –  –  –

pustka  – nic poza nią  – szukałeś mnie, ale mnie nie znalazłeś, bo mnie już nie ma  – zniknąłem już dawno  – nie bądź taki zdziwiony  – przecież dobrze o tym wiedziałeś  – zostały już tylko słowa  – których tak naprawdę nie mam, bo nigdy nie były i nie są moje  - więc może to wszystko przez nie? 

– naprawdę nie wiem, ale już nie mam siły na tę rozmowę  – zresztą nie potrafię już do ciebie mówić  – nie umiem  – to nie mój język  – jestem zmęczony  – przepraszam  – zrozum mnie proszę  – znowu muszę jeszcze raz) –

[5.]
– Jeszcze raz. Wszystko od nowa. Takie same poranki. 
Jak cicho. 

Jak pusto. 
–  –  –
–  –  –

[6.]

(Nadal trwa zimy poranek późnej jesieni. Otwarte okna. Odgłosy ulicy. Mężczyzna siedzi na łóżku, milczy. Tak obraz sceniczny utrzymuje się przed kilka minut. Potem powolne gaszenie świateł, aż do całkowitej ciemności.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz