niedziela, 5 czerwca 2011

[widziałem z góry], monolog

przodownik chóru: 


widziałem z góry z najwyższego balkonu
kupiłem najdroższe miejsca by wszystko
objąć słabym starym wzrokiem


na dole


młodzi Niemcy patrzą na getto
spełnia się ich cichy sen 
ukrywany przed wielkimi gazetami i 
oficjalnymi pismami starych ministrów


ich głuche oczy są suche i milczą
dotykają pewną ręką zniszczonego muru
który nie znaczy dla nich nic więcej
poza chropowatą powierzchnią zimnych cegieł


    za murami za cegłami nic dla nich już nie ma 
    pustynie starych ludzi w kamienicach
    o których prawie wszyscy już zapomnieli
    oni też tylko mówią im 
    boże to tak dawno było, skąd my mamy pamiętać
    zresztą nic nie wiemy, ojciec potem przyjechał ze wsi
    jak nas przesiedlili pani kochana ja nie wiem 
    nas to nie interesowało potem każdy chciał jakoś żyć 
    a wy to skąd przyjechaliście bo słyszę, że nie z polski
    z niemiec a tu kurwa cholerstwo szkopy mało 
    złego zrobiliście a tu jeszcze przyjeżdżacie


słowa odbijają się od zniszczonych ścian 
komunalnego mieszkania trafiają w pustkę 
przez chwilę trochę milczą, nawet nie są zmartwieni
zresztą już nie rozumieją wiele nawet 
nie potrzebują rozumieć 


bo zostały im tylko rzędy dziwnie brzmiących słów
źle poskładanych liter, źle przedrukowane 
rysunki z gwiazdą dawida na szubienicy 
i duże liczby od których zaczyna ich boleć głowa
więc odwracają od nich te młode głuche oczy


milczą i idą dalej ulicą dalej ulicami starego miasta
może któryś z nich pomyśli 


to kiedyś było nasze, szkoda, ze nadal nie jest
breslau danzig też brzmiało dobrze



odchodzą kawałek ktoś im powiedział że 
powinni być cicho przy tym murze ale 
potem już mogą rozmawiać krzyczeć na nowo 
głuchnąć obok polacy żydzi tak samo
rozweselają się i uśmiechają 
jak małe dzieci trzymają się za ręce bo już


nie patrzą na getto


nie dla nich jeszcze się 
nie skończyło przedstawienia
nie wyszli za kulisy
nie pora na zdejmowanie kostiumów
palenie scenografii


muszą wrócić na scenę
jeszcze raz wniesiemy
stare zamki papierowe jeziora
zapalimy gazowe świece


i znowu będzie jakieś życie
wolne trwanie między jednym
końcem sceny a drugim 
gdzie jest tylko czarna przestrzeń
zbutwiałych desek 


a na końcu śmierć 
śmierć w starych dekoracjach


nie znam aktorów ani reżysera
zaraz przyjdą przyniosą
zardzewiałe metalowe szuflady
zasznurowane białe teczki


w nich jakieś stare urywki gazet
same puste strzępy urwane słowa
niedokończone przedstawienia
głuche krzyki i jęknięcia
coś udało się złapać martwe
gdy było jeszcze żywą materia
a teraz jest tylko żałosnym echem 


nie no, skądże to nie będą żadne
cudowne zaklęcia nikt nie wniósł
na scenę kotła z którego wyciągamy
papierowe przeznaczenia



to już nie to to się skończyło
zeszło z afisza wiele lat temu
może zostały jakieś plakaty
programy ze zdobnymi literami
ale u nas już nie żadnej magii


mi tylko postaramy się układać to
co zebraliśmy bez sensu 
brudni bezdomni którzy układają
całe swoje życie wszystko co mają
kilka zniszczonych przedmiotów 
w zamokłym kartonie na dworcu


przyjdą przyniosą
rozrzucą wyniosą 


nic poza tym
żadnego zaklęcia magicznych formuł 
tylko ostre skrzypienie rdzy 
i mdły zapach starego papieru


widziałem z góry z najwyższego balkonu


idą jasnymi ulicami nie patrzą w okno
ale przed siebie nawet nie chce im się raz 
obrócić krok jest szybki miarowy pewny
mówią słowa których nie rozumiem 
polski niemiecki hebrajski
nagle jedna bełkotliwa miazga
surowego niemego brzmienia


wyglądają na szczęśliwych wiem
że to niby banał nie lubię tego mówić
ale za tym coś było muszą wejść 
w poprzedni akt


może nie ma zaklęcia
ale te białe zasznurowane teczki
mogą ożyć i połamane 
chwile i słowa wejdą w nich
przypomną wszystko, 
nie, nawet, nie
na tych słabych, tanich fundamentach
zbudują jakieś nowe pamiętanie


bo mnie to może i nie interesuje
ja jestem stary ja tu tylko sprzątam



ja się nie mieszam no ale tak nie można
nie można tak nie patrzeć w tył tylko tak 
przed siebie nie można nie wiedzieć
trzeba wszystko odegrać każde słowo
w starych dekoracjach


zaraz znowu zgasną światła


potem niby znowu wszystko się rozjaśni
ale tak naprawdę wpuszczę ich w ten mrok w noc


zaraz znowu zgasną światła


w ten mrok w noc niech oni 


niech oni razem my oni wyśnią wyśnijmy 


ten koszmar ten sen 


luty/kwiecień -  maj 2011

1 komentarz:

  1. malujesz piórem Michał
    kreślisz subtelnie i zdecydowanie zarazem
    talent :-)

    pozdrawiam
    katarzna :)

    OdpowiedzUsuń